Rozmawiamy z Andrzejem,
założycielem i członkiem kolektywu grafficiarzy Made in Pain- puntu odniesienia
dla krytyki społecznej i niezależnej w
Polsce w sferze grafiki. Grupa działa w
strefie partyzantki, a ich interwencje artystyczne można zobaczyć na blogu ( http://madeinpain.wordpress.com ) także na żywo w różnych
miastach w Polsce jak Szczecin, Kraków, Toruń, Poznań, Warszawa…i w Grecji, w
Salonikach.
-Żyjemy
w świecie wizualnym, wszystko co da się zobaczyć, istnieje. To co widzimy,
ilość i jakość tego wpływa na nasze decyzje, na nasz wizerunek, na to co kupujemy, o czym marzymy. Dlaczego
uważasz, że graffiti może być częścią naszego procesu podejmowania wyborów w
społeczeństwie?
Graffiti/street art
jako dziedzina sztuki ma bardzo mistyczny wpływ na społeczeństwo, działa bowiem
na świadomość jak i nieświadomość. Może
inspirować do przemyśleń, motywować do działania czy wpływać
uspokajająco na nasz umysł. Czasem może być nawet kierunkowskazem na naszej przyszłej drodze życia.
-„Czyste
ściany, niemy lud”, mówi slogan aktywistyczny. Jak wybierasz miejsce gdzie
pracujesz?
My mieliśmy kiedyś
własną interpretację tego hasła, a mianowicie "Czyste miasto, martwe miasto". Miejsca do
działania wybieramy zależnie od formy w jakiej chcemy zrobić obrazek.
Skomplikowany kolorowy albo geometryczny wzór idzie na hall of fame (przestrzeń
do malowania dla grafficiarzy, z pozwoleniem wydanym przez miasto), a szybkie
monochromatyczne prace lecą do zaułków
mrocznego miasta. Generalnie wszystko idzie na miasto, gdyż miasto (ludzie)
jest odbiorcą tej sztuki. Za darmo, dla wszystkich, o każdej porze dnia i nocy.
Z pełnym prawem do reakcji na dane dzieło.
-Najbardziej
demokratyczna sztuka…
Nasze prace są jak
pojedynczy człowiek - możesz przejść obok niego obojętnie, możesz go
szturchnąć, przewrócić, nabluzgać na niego, ale też możesz się nim zachwycić albo nawet może się
on stać dla ciebie najważniejszym człowiekiem na świecie!
-Chyba
najgorszy problem na świecie na dzień dzisiejszy to brak szacunku i brak
skrupułów, dlatego lekceważymy to, czego nie rozumiemy, z człowiekiem włącznie.
Mainstreamowe media często krzewią tę ignorancję. Czy uważasz że street art to
innego rodzaju medium, bardziej dla ludu?
Oczywiście! Street
artem zajmuję się z własnej wewnętrznej potrzeby. Jest działaniem oddolnym.
Nikt nam nie każe tego robić. Nie zarabiamy na tym. Robimy to dla siebie, żeby
oczyścić swój umysł, poczuć harmonię z innymi oraz co chyba najważniejsze –
robimy to dla przyjemności. Czasem mam wrażenie, że nie same prace są
najistotniejsze, ale to że naszą działalnością pokazujemy innym jak przyjemne i
ciekawe może być życie. Że można robić naprawdę ważne dla nas rzeczy. Tu i
teraz! Że nie trzeba wcale cały czas być smutnym i narzekać na wszystko.
-Często
masz problemy z przechodniami? Z policją?
Generalnie staramy się
unikać potencjalnych widzów. W nocy chcemy, żeby ludzi rano mieli wrażenie, że przyleciał ktoś
z Kosmosu, zrobił coś na ścianie,
zostawił hieroglify i odleciał. Policja gdy przyłapie nas z szablonem i ogląda
go, nie wie zupełnie co on przedstawia i znaczy. Totalnie inna percepcja
rzeczywistości. Jak malujemy na hall of famie,
przechodnie często zagadują i robią zdjęcia przy obrazku, podoba im
się. Lubią kolorowe, skomplikowane
graffiti. Chwalą kreatywność, innowacyjność, technikę, kompozycję, rozmiar i
samą chęć na ciekawe spędzanie czasu naszego życia.
-W
jakich miastach znajdują się wasze prace?
Głównie Szczecin i
Kraków, ale także ostatnio Poznań, Warszawa, Toruń i Wrocław. Jest też parę pojedynczych prac
rozsypanych po mniejszych
miejscowościach. Oprócz Polski działaliśmy w Salonikach (Thessaloniki)
w Grecji. Bardzo inspirujący kraj z
powodu dużej siły działania społeczeństwa oraz dzięki wielkiemu potencjałowi i
pomysłom lokalnych artystów. W Grecji rządzą ludzie, a nie rząd. (Pozdrowienia
Nar i Pralina!).
-Jaki
jest stosunek innych grafficiarzy do waszych prac?
Różnie, jednym się
podoba treść i dziwność (weird), a niektórzy nie rozumieją i gardzą tymi
pracami. Najzabawniejsze jest to, że ludzie podobni do nas najczęściej wcale
nie potrzebują wspólnego malowania. Mogą malować sami - to outsiderzy.
-Sporo
waszych prac kwestionuje nasz stosunek wobec osób pozaludzkich, powiedz nam coś
więcej o twoim punkcie widzenia.
Ja osobiście jestem
weganinem, drugi człowiek jest wegetarianinem, a trzeci różnie. Osobiście
głęboko w sercu czuję, że wszystkie istoty na planecie Ziemia są ze sobą
połączone i na siebie oddziałują. W życiu
chcę jak najmniej szkodzić innym. Nie jem zwierząt, minimalizuję ilość
kupowanych rzeczy, naprawiam stare sprzęty, oddaję znajomym niepotrzebne
przedmioty. Jesteśmy jednym. Jeśli chodzi dokładnie o działania na rzecz praw
zwierząt, to wspieramy inicjatywę Basta!.
-No,
właśnie, różnica pomiędzy sztuką i artywizmem polega na używaniu talentu
kreatywnego do celów krytycznych. Dopóki nie widać problemu, problem nie
istnieje. Konsekwentny człowiek nie tylko mówi, ale też robi. Dlatego łączenie
życia i ideałów powinno być czymś normalnym, a nie wyjątkiem. Dlaczego tak nie
jest w rzeczywistości według ciebie?
Ludzie pod wpływem
nowych technologii stali się leniwi. Pracować można w domu, zakupy można robić
przez Internet, rozmawiać z innymi można przez Facebooka... Wszystko zdalnie i
przy pomocy maszyn. Nie trzeba o niczym pamiętać, bo mamy przypomnienia w
telefonach, nie musimy się bardziej nad czymś znać, bo Wikipedia i Google
odpowiedzą nam na wszelkie pytania. Praktycznie nie trzeba używać umysłu. Tylko
klikamy i „lubimy”. Korzystamy z tego co ktoś nam wcześniej przygotował. Nie
widzimy przyjemności z własnego „odkrywania” świata. A życie jest czymś
wyjątkowym – jest ograniczone czasowo śmiercią i jest unikatowe poprzez tylko
jedyną, naszą percepcję. Wszechobecność i ogrom masy zabijają w nas siłę i
wiarę w to, że to my tworzymy rzeczywistość, wpływamy na nią i jesteśmy nią. To
my jesteśmy tymi dziećmi chodzącymi do szkoły, to my jesteśmy urzędnikami, to
my jesteśmy kasjerkami, to my budujemy domy, to my dostarczamy przesyłki.. Więc
jak tu nie brać rzeczy w swoje ręce? Nie potrzebny nam jest lider życiowy czy
polityczny, autorytet ani bóg.
-Czy
człowiek jest wolny?
Człowiek jest wolny,
ale zazwyczaj tego nie widzi. Trzeba się mocno napracować, żeby ujrzeć tę
prawdziwą, wewnętrzną i zewnętrzną wolność. Mało komu się chce angażować w jej
poszukiwania.
-Czym jest wolność dla Ciebie?
Żyj i pozwól żyć innym
– tak chyba mógłby brzmieć manifest wolności. U mnie wolność przejawia się tym,
że znając siebie, zaspokajam swoje potrzeby. Spełniam swoje marzenia i
realizuję plany. Wybrałem kilka dziedzin, w których chcę dojść do mistrzostwa,
a resztę powierzam innym. Dając swoją wolność, tworzę z innymi Całość.