Cześć, jestem kotem w Korei, śliczną
dziewczyną z Juarez, kurczakiem w Holandii, meksykańskim noworodkiem poddanym
eksperymentowi, jestem bykiem “toro bravo” w Hiszpanii, kongijską dziewczynką
żołnierką, świnią we Włoszech, czarną studentką w Moskwie, krową w Stanach
Zjednoczonych, mahoniowcem w brazylijskiej Amazonii, wietnamską dziewczynką po
zrzucie napalmu, jestem starym polskim koniem, chorą z Gwinei Równikowej, psem w przepełnionym
schronisku, Cyganką w tamtych Niemczech, lisem w Poznaniu, kaczką na
francuskiej farmie hodowanej dla foigras, chińskim, bezdomnym dzieckiem,
delfinem u wybrzeży Japonii, przeszkadzającym tubylcem, pechowym wielorybem,
makakiem w koncernie Covance… już wbijają mi w ciało broń i obrzucają ogniem,
jestem życiem, które ginie, jestem smakiem, śmiechem, sprzecznością,
osiągnięciem nienawiści, niewiedzą, łatwym rozwiązaniem i nigdy ostatecznym,
głupotą, ofiarą perwersji innych. I z łatwością mogę być tobą, w rękach tego
dewianta, który zamknął w areszcie planetę i zamienił ją w swój folwark, w
więzienie i w piekło. Jestem śmiercią, której nie chcesz, rani cię pamięć i
straszy..., ale uderzasz w niewinnych bez potrzeby.
Cześć, jestem życiem w twoich rękach
owładniętych strachem.
Cześć, zabijesz mnie swoimi
argumentami.
Ty masz swoje wymówki, swoje
lenistwo, swoje prawo do zabijania, swój apetyt, swoją brutalną siłę, swoje
sknerstwo, swoją hipokryzję, swój paradoks, swój paradygmat, swoją paramilicję,
swoje pieniądze, swój patriotyzm, swoją broń i swoje narkotyki, swoją chciwość
i swoje dogmaty, swoją obojętność i swoją niewrażliwość. Ja mam tylko parę
policzonych oddechów, zaledwie życie, które tracę.
Ty masz wszystko, ja zaledwie życie,
które tracę.
Byłam wszystkimi życiami i większość
z nich opuściłam w twoich rękach, wisząc głową w dół na hakach w rzeźni, gotowa
do poćwiartowania, z wbitą ceną na wystawie, w formie futra sprzedawanego w
luksusowym butiku, skórzanych butów, w nowej formule szamponu, w dziurach
zrobionych przez haubice, w mikroskopijnych klatkach do składania jaj, w bloku
jedenaście każdego obozu koncentracyjnego, w marginalizujących gettach, w
fawelach, w klatkach do ogłuszania, w obozach dla uchodźców, w formie zemsty,
żarłoczności, wyuzdania, żądzy, lenistwa, pychy, zazdrości, złości, w formie
niedorzeczności. Nie traci nic ten, który nic nie ma, ale ma wszystko ten,
który nic nie ma poza życiem.
Bo życie to wszystko. A śmierć to
nic.
Dlatego nic nie chcę od ciebie,
jedynie swoje życie. Zostaw mi moje życie, to jedyne dobro, które mam. Zostaw
sobie swoje pieniądze, swoje miasto, swoje łakocie, poświęć się swojej
biżuterii, swojej sławie, swoim nieruchomościom, posiadaj wszelkie tytuły i
medale, które sprawiają ci przyjemność, wpisz swoje imię do encyklopedii, na
tablicach ulic, na pomnikach, ciesz się gremialną solidarnością, publicznym
uznaniem, okładkami czasopism,…, ale zostaw mi życie. Bo ty nie masz władzy,
jesteś tylko nieszczęśnikiem w rękach
emocjonalnej nędzy i to powoduje twój głupi śmiech, zadowolenie, brak woli,
dążenie do niewybrednych przyjemności. Mój moralny poziom jest znacznie wyższy
od twojego, nawet kiedy stoję po strasznej stronie strzelby. Twoja tortura
zwycięża moje ciało, niszczy mnie, ale umrę znacznie bardziej żywa niż twoje
życie.
Jestem krową, którą zjadasz, jęczałam
godzinami błagając cię o litość, kiedy wbijałeś nóż albo pistolet ogłuszający, w
konwulsjach szukałam wyjścia przez brudne ściany, płakałam z mydriasis,
pokonana przed tobą klęczałam na kolanach, a ty nie okazałeś współczucia, ani
nie było refleksji, byłam jedynie następnym numerem podczas twojego dnia pracy,
następną etykietką na opakowaniu w lodówce, trofeum na ścianie, skreśleniem w
schronisku dla zwierząt, w rejestrze zgonów w Ministerstwie Nędzy. Jestem
przedmiotem, zawiniątkiem, strzępem, najmniejszą częścią żywej istoty powalonej
na końcu samotnej klatki laboratorium kosmetycznego, komisariatu, brudnego
szpitala, bunkra. Nikt nie słucha moich ostatnich jęków i umieram raczej ze
smutku niż ze śmierci. Moja śmierć ma w sobie dwie śmierci.
Jestem rowkiem wyrytym w twoim
karabinie, cyfrą w obrzydliwym ogromie pewnych cyfr, metodą odzierania ze
skóry, wynikiem badania, załatwionym problemem, wskaźnikiem oglądalności...,
ale nigdy nie będziesz mógł spojrzeć mi w oczy i sprawić by inni myśleli, że
masz rację, nigdy nie osiągniesz czystości mojego strachu, nigdy nie zetrzesz
hańby z niesprawiedliwości, ani nie umyjesz rąk, choć nie wiem jak mydliłbyś je
do ostatniego dnia swojego życia.W ostatecznej rozpaczy nienawiść nie dochodzi
daleko, nie jestem w stanie cię nienawidzić, moje siły skoncentrowały się na
przeżyciu tego co nieubłagane.
I nie uda mi się to.
Moje ciało zostało rozczłonkowane i
rozłożone na plastikowych tackach, moja skóra obdarta i wygarbowana, sekcja
zwłok wykonana, leżę pod warstwą wapna w ukrytym wspólnym grobie, spalony
tłuszcz mojego ciała ulotnił się przez komin, mój szkielet suszy się na słońcu,
skutki trucizny, jaką mi podałeś, zostały odnotowane, a pocisk opłacony. Teraz
moje życie nie jest ani „moje” ani „życiem”.
Nic ni zostało z tych dwóch słów.
Kiedy się ze mną pożegnasz, nie mów
znowu, że o tym nie wiedziałeś, że ty „tylko” zapłaciłeś za to morderstwo. Że
życie jest jakie jest. Że jesteśmy naturalnymi drapieżnikami. Nie. Istota
ludzka zawsze ma wybór i na nic mi się zda to smutne, bezwładne opakowanie,
które nie pozwala się tarzać po trawie, bawić się lalką, głęboko nurkować,
wyrażać swoje pomysły, przeżuwać świeżą, trawę, podskubywać zmoczoną deszczem
ziemię. To jest zimne opakowanie, które nie pozwala mi po prostu żyć.
Po prostu żyć, to czego pragnie
wszystko co żyje.
Tłumaczenie: Agnieszka Władzińska
"
List zwierząt pozaludzkich idących na rzeź, na śmierć, na zatracenie ze świadomością, że nie ma dla nich żadnej litości ani współczucia, że ich los jest przypieczętowany - jest przejmującym krzykiem rozpaczy i wołaniem o rozum i serce do zimnego ludzkiego świata. Bezskutecznym, ale dobrze, że wypowiedzianym. Za kilkaset lat ten krzyk, cierpienie i strach zrodzi nowy lepszy świat i odpowie na pytanie: „Przez ile dróg musi przejść każdy z nas, by mógł człowiekiem się stać?...” – Bob Dylan. Dzięki za ten tekst.
OdpowiedzUsuń