czwartek, 31 października 2013

GATUNKOWIZM DLA POCZĄTKUJĄCYCH ("Artykuł ukazał się w magazynie "Vege" nr 3/2009")



 “Lwy morski wiodą wspaniałe życie.
Chciałbym abyśmy byli zdolni zostawić je w spokoju.”
                                                                                   Leonard Cohen

                         
         Kiedy tysiące lat temu ludzie znali i czuli pogardę z powodu posiadania skromnych środków ekonomicznych i w taki czy inny sposób buntowali się przeciw tym, którzy nie cierpieli niedostatków albo kiedy sto pięćdziesiąt lat temu podjęto kwestię oddawania głosu w wyborach przez kobiety, przeciwstawiając się otwarcie dzikiemu patriarchatowi, lub kiedy światłe umysły i wrażliwe jednostki rozpoczęły debatę o segregacji rasowej, określając ją jako zjawisko negatywne, wszystkie te osoby co do joty w odpowiedzi otrzymywały przemoc, litość lub pogardę, były karane, ośmieszane, znieważane. Krocząca leniwie istota ludzka tym się cechuje: brak wrażliwości wpisany jest w jej kod genetyczny, ale choć ignorancja myśli przez przypadek i czasami, również i wrażliwość zaczęła to robić w sposób zdecydowany i konsekwentny.
         Pragnienie ewolucji, zaangażowania się w kwestie etyczne związane z naszym gatunkiem, tak złożone i głębokie, powinno definitywnie przeskoczyć barierę gatunków aby nadać reszcie zwierząt godność, którą choć z natury mają, nasze oko jej nie dostrzega. Funkcję tych ludzi, wyklętych z powodu odważnej wyobraźni, w czasach współczesnych spełniają ci, którzy mówią o gatunkowizmie, czyli o faszyzmie skłaniającym do uznania jednego gatunku za niższy. Chodzi tu o faszyzm gatunkowy subtelny, akceptowany i zakorzeniony w pewnych kontekstach społecznych, faszyzm gatunkowy udomowiony (i przez to wcale nie mniej śmiercionośny, a wręcz bardziej niebezpieczny), typ społecznego despotyzmu, totalitaryzm tak przyjemny jak nielitościwy, faszyzm o twarzy zwykłej i znormalizowany... jednak faszyzm.
 
         Gatunkowizm to inny sposób na skatalogowanie głębokiej niegodziwości: rzekomej przewagi jednej istoty żywej nad drugą. Początek terminu sięga lat 70-tych, kiedy to Richard Ryder zauważył, że ta teoretyczna niedoskonałość miażdżąca podstawowe prawa zwierząt pozaludzkich w ścisły sposób wiązała się z naszym pojęciem społeczeństwa, bowiem zbudowaliśmy je kosztem cierpienia, niewolnictwa i śmierci innych istot. Ryder zatem ukuł termin aby zdefiniować coś, co wcale nie jest nowe, coś co stosuje wiele gatunków, ale w odniesieniu do naszego jedynego w swoim rodzaju pojęcia cywilizacji nabiera cech pejoratywnych i degraduje nas jako gatunek etyczny oraz określa jako gatunek sprzeczny, zdolny do poczucia głębokiej empatii względem innych gatunków, pisania poezji i wyprodukowania bomby kasetowej, do maltretowania jedną ręką dziewczynki, zaś drugą ocierania łez innego dziecka, zdolny do zasiana pszenicy, do wynalezienia trwającego przez wieki piękna łyżki i białych talerzy, a równocześnie do rozumowego usprawiedliwiania interwencji wojskowej lub do pochwały zbiorowych morderstw. Gatunkowizm więc zyskuje takie proporcje, lub nawet bardziej przesadzone, jak marginalizacja, uznanie przewagi jednej rasy (rasizm), przyporządkowanie płci (seksizm) czy okrutne i haniebne znęcanie się jednej klasy społecznej nad drugą (klasizm). Kiedy patrzymy na kwestię w kategoriach liczb, naszej moralności i naszych granic etycznych, wszystkie formy pogardy istotą żywą przechodziły w bezlitosny i niepohamowany sposób na zwierzęta pozaludzkie.

       Pytania pozornie niewinne, jak „do czego służy lew?” lub „co możemy wykorzystać w takim a takim zwierzęciu?”, są absurdalne jak mechanizm, który je tworzy. Wszystkie zwierzęta istnieją żeby być i żyć; jest to prawo podstawowe, starsze i ważniejsze niż nasze najbardziej zakorzenione pojęcie społeczeństwa. Jednak od momentu, kiedy zdecydowaliśmy się wypowiedzieć wojnę naturze by zbudować cywilizację, zgodziliśmy się tym samym na tworzenie własnych norm moralnych ponad tymi, które uznawaliśmy za bezlitosne w Przyrodzie,  zawarliśmy pakt odnośnie naszej interpretacji stosunku do otaczającego świata i reszty gatunków. Nazywamy to „świadomością w odniesieniu do środowiska naturalnego”, ekologią lub światopoglądem. Jest to jedynie magalomańska, chora paranoja istoty ludzkiej –przyznającej więcej praw swojemu gatunkowi niż innym-, która łamie wszelką równowagę aby skonstruować przestrzeń nieproporcjonalnie wygodną dla siebie, pełną elementów zbędnych do przeżycia, i równocześnie piekielną dla reszty fauny.
         Kompleksy, frustracje, obłęd i zło narastają w nas i działają przeciwko przyrodzie. I, oczywiście, siłą rzeczy przeciwko nam.
Tak więc jeśli nasz naturalny proces poszukiwania harmonii i równowagi z otoczeniem podpowiada nam, iż powinniśmy skutecznie i zdecydowanie zwalczać gatunkowizm, jak każdy inny typ dyskryminacji, dlaczego przypisujemy sobie prawo do niszczenia roślin? Czy nie jest to także gatunkowizm? Oczywiście, że tak. Jednakże  zanim zagłębimy się w nasze pojęcie etyki, odniesiemy się do powszechnych praw energii i materii, według których żeby rosnąć i przeżyć musimy jeść; fakt ten sprzeciwia się etyce by dać pierwszeństwo podniebieniu.
 

       Zilustrujemy to przykładem: załóżmy, że dwadzieścia tysięcy lat temu szeroko rozpowszechniony był zwyczaj jedzenia ludzkiego mięsa, jednak z biegiem lat etyka –bardziej niż prawo- odrzuciła ów zwyczaj, bo nasze na rozumowanie wyniknęło z empatii. Zaczęliśmy pomijać fakt czy znamy daną osobę, czy też nie, w procesie ewolucyjnym istotny stał się naturalny wstręt do spożywania kogoś, kto uśmiechał się, kogo mogliśmy objąć i z kim można było się porozumieć. Oddzieliliśmy się od małpiego przodka cztery miliony lat temu, a przed dwudziestoma tysiącami lat (jest to czas wyobrażony) zarzuciliśmy jedzenie istot ludzkich, to znaczy, że przez pół procenta naszej historii nie dokonywaliśmy aktów kanibalizmu. Ujmując to w inny sposób możemy stwierdzić, że nasz gatunek paradoksalnie w 95,5 procentach był ludożerczy, wynika to bowiem z naszej historii. Rzecz jasna praktyka jest inna, gdyż wszystko się zmienia i powinno się zmieniać, zatem pojęcie zwierzęcia wszystkożernego, proponowane przez niektórych antropologów, oraz argumenty przytaczające kły, frontalne ustawienie oczu, itd., w celu usprawiedliwienia odbierania życia innym zwierzętom dezaktualizuje się, kiedy zdamy sobie sprawę z bólu, cierpienia, niszczycielskiej inercji wynikającej z przemocy, czyli w momencie, kiedy wkracza etyka aby zatrzymać prymitywny instynkt zabijania.
         Powracając do kwestii powodów, dla których powinniśmy pozbawiać życia rośliny, a nie zwierzęta, można odpowiedzieć, że większość zwierząt -i prawie wszystkie te, które się spożywa- posiada centralny układ nerwowy ostrzegający przed agresją, dający możliwość odparcia ataków i przetrwania. Bo nie powinniśmy zabijać i zjadać istot czujących, jest to proces rozwoju naturalnej empatii w zgodzie z aktualną etyką.
         Dlatego zjadanie zwierząt (w gruncie rzeczy padliny), odpadów lub półproduktów pochodzenia zwierzęgo, ubieranie się w pozostałości zwierząt, dramatyczny sposób wykorzystywania ich do przeprowadzania doświadczeń, przystosowywanie do naszej rozrywki,... reasumując używanie ich niczym nieszkodliwych rzeczy to bezpośredni zamach na etykę społeczną, zbrodnia okaleczonej ludzkości na sobie samej, prymitywna forma istnienia pociągająca za sobą okrutne zwyczaje, które próbuje się przemycić jako nowoczesne.
         Gatunkowizm, tak samo jak rasizm, seksizm czy klasizm równa się oszukiwaniu naszego procesu ewolucji, szantażowi, następnemu alibi dla podwójnej moralności, która nas degraduje. Kiedy świat zrozumie, że ta plama na sumieniu, to posunięte kalectwo jest przyczyną naszych nieszczęść, może wtedy –niestety nie wcześniej- będziemy zdolni rozpocząć debatę na temat sprawiedliwego i rozwijającego się społeczeństwa, właściwej cywilizacji pragnącej  przeżyć siebie samą.
         Czyli o istocie ludzkiej zdecydowanej i zdolnej przeżyć siebie samą.

Tłumaczenie:AGNIESZKA WŁADZIŃSKA
                                                                      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz