czwartek, 31 października 2013

ZAPRASZAM NA ŚMIETNIK ("Artykuł ukazał się w magazynie "Vege" nr 5/2011")



              W hiszpańskiej Aragonii mieszka ciekawe z punktu widzenia etologicznego i piękne z punktu widzenia estetycznego zwierzę (choć istnieje też piękno poza estetyką, w etyce na przykład). Nazywa się siodlarka stepowa (Ephippiger ephippiger). Jest to samotny pasikonik prowadzący dzienny tryb życia: wałęsający się po połaciach tymianku i rozmarynu porastającego region. Istnieje wiele podgatunków, większość różnokolorowa. Samica ma wysuwany odwłok, zakrzywiony i twardy, który służy do składania jaj i osiąga długość ciała owada. Umożliwia on składanie jaj pod ziemią, co chroni cenne potomstwo. Czasami jej terytorium przecina się z drogami wydeptanymi przez inne zwierzę: człowieka. Wówczas bywa, że koła lub buty zgniatają jaja. Jednak dzięki temu udało mi się zaobserwować, że siodlarka stosuje praktyki kanibalistyczno-padlinożerne, spożywając martwe ciała innych siodlarek, czyli źródło białka zwierzęcego, którego nie marnuje, bo przecież w naturze śmieć NIE istnieje.

         Śmieć nie istnieje w naturze, a człowiek JEST częścią natury (choć bardzo się tego zapiera), a konkretnie zwierzęciem, nagim ssakiem naczelnym. Słowa „odpady” i „śmieci” są pojęciami jedynie ludzkimi, aberracjami wbrew naturalnej permakulturze i wbrew odwiecznym cyklom energii i materii znanego nam wszechświata, obrazują one zwiększający się rozziew pomiędzy człowiekiem a Ziemią. Tę separację człowiek opłaci samobójstwem.
         Będąc dzieckiem, jak wielu innych, zbierałem na śmietnikach butelki po szampanie i stare gazety, które sprzedawałem, a następnie kupowałem sobie zabawki, słodycze i komiksy. Wiele lat później, dzięki kręgom alternatywnym, odkryłem olbrzymią ilość jedzenia całkowicie zdatnego do spożycia, a przez system gospodarki żywnościowej uznawanego za odpad. Ten sam system ponosi winę (w sposób aktywny i pasywny) za codzienną śmierć dziesiątek tysięcy dzieci na całej planecie i dzisiaj próbuje wykarmić biopaliwem 5 mld samochodów, wykorzystując pożywienie w postaci ziarna i nazywając to nonszalancko „drugą, zieloną rewolucją”. Ani ona druga, ani zielona. Ani nawet nie jest rewolucją. Ale, jak widać, samochody mają więcej praw niż ludzie.
         Już jako wegetarianin, w roku 2003, przebywałem w obozowisku przeciwników inwazji na Irak rozłożonym w centrum Barcelony, gdzie codziennie bez trudu odzyskiwaliśmy jedzenie dla 100 uczestników protestu (czasami było nas nawet 200). Jedzenie jest zbyt tanie, tak jak życie zwierząt uznawanych za pożywienie. Na świecie wyrzuca się bez skrupułów do śmietnika całe mnóstwo pożywienia roślinnego – a także odzwierzęcego- a jedyną przyczyną jest to, że nie pasuje do kosmetycznego systemu obowiązującego na świecie, gdzie tryumfuje to, co ładne. Jabłka jak z bajki, doskonałe owoce, warzywa bez skazy, bardziej wyprodukowane niż uprawiane.

          

          Freeganizm to wybór polityczny, tak jak weganizm, wybiegający poza ramy zbieractwa i polegający na odzyskiwaniu pożywienia roślinnego lub niepochodzącego od zwierząt i uznanego za śmieci. Taki model życia istnieje od niepamiętnych czasów, ale jako opcja dla niesprawiedliwości systemu ekonomicznego narodził się w latach 60. w środowiskach artystycznych Ameryki Północnej.
         Pierwsi osadnicy, istoty jeszcze prymitywne, byli w większości freeganami, czyli roślinożernymi zbieraczami. Polowali na zwierzęta sporadycznie, choć ten aspekt podkreśla się w antropologii i w edukacji szkolnej, próbując nam wmówić, że mit krwawego łowcy i drapieżczy tryb życia to część tożsamości naszego gatunku. Prawda jest taka, że jesteśmy roślinożerni i wytłumaczenie jest bardzo proste: nie jesteśmy zwierzętami przystosowanymi do biegania za zwierzętami trawożernymi (które anatomicznie są przystosowane do ucieczki) i w tamtych czasach nie byliśmy na tyle przebiegli, by budować pułapki. To przyszło później. Zmęczeni długimi wędrówkami w poszukiwaniu drzew owocowych i bulw, wymyśliliśmy 18 tys. lat temu rolnictwo (wykopaliska w Ohalo II w Syrii obalają tezę o człowieku rolniku liczącym 10 tys. lat), wraz z którym nadeszła niewola zwierząt, osiągająca dzisiaj rozmiary niewyobrażalne - liczba zwierząt hodowanych w celach spożywczych jest trzy razy większa od ludzkiej populacji na świecie.
 
         Z biegiem czasu niedostatek dotykający niektóre warstwy społeczne popchnął wielu ludzi do zbierania tego, co inni wyrzucili lub pozostawili. Przykładem jest zbieranie kłosów po żniwach, co było powszechną praktyką. Francuski malarz Jean-François Millet przedstawił ją na obrazie „Zbieraczki kłosów” (1857).
 
         W naszych czasach uwiódł społeczeństwo termin: jednorazowego użytku. Sprzecznością jest fakt, iż żyjemy na planecie, która ma swoje granice i której bogactwa się wyczerpią (niektóre już się wyczerpały), tak więc nie możemy prowadzić życia, jakie prowadzimy obecnie, bardziej przypominającego zachowanie rozpieszczonych dzieci  niż odpowiedzialnych obywateli. Społeczeństwo dobrobytu to zastępcza nazwa społeczeństwa zachcianek, gdzie wszyscy chcą wszystkiego i od razu. Jest niezrównoważone, nieetyczne i nieodpowiedzialne.
         Odzyskane i wegańskie jest podwójnie etyczne. Tysiące targowisk, sklepów, hiper- i supermarketów, także osoby prywatne w Polsce, pozbywają się ton jedzenia z absolutną pogardą dla czegoś, co wraz z wodą i powietrzem pozwala nam żyć. Często na osoby, które odzyskują jedzenie, patrzy się z ironią i nieufnością, jednak nowe pokolenia wykształconych, nienaglonych potrzebą ludzi pochylają się po – często delikatesowe - produkty. Nie jest to potrzeba natury ekonomicznej, a etycznej. I nie chodzi wcale o żywność zepsutą, a po prostu uznawaną za brzydką. Nie są to produkty przeterminowane, lecz posiadające przybliżony lub zalecany termin przydatności, po którego upływie producent nie bierze na siebie odpowiedzialności i to wszystko. Z drugiej strony dieta obfitująca w produkty odzwierzęce również niesie ze sobą niebezpieczeństwo chorób, jak salmonella, zatrucie bakteriami mlekowymi lub gnilnymi… Produkty wegańskie mimo nadpsucia nie zabijają, natomiast pochodzące od zwierząt - tak.
         Można umówić się z marketami na przekazywanie żywności do wyrzucenia o określonej godzinie, zbierać produkty w nocy, w porze zamykania sklepów, można promować tę akcję w kontekście politycznym, etycznym, politycznym, ekonomicznym, przestać traktować ją jako coś marginalnego i wstydliwego… Trzeba szanować jedzenie. Jeśli nie chcemy odzyskiwać odpadów, przynajmniej starajmy się zmniejszyć ich produkcję.



Pożywienie roślinne powinno nosić nazwę jedzenia, mięso - zbrodni, produkty odzwierzęce – niewolnictwa. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Tak jak porzuciliśmy protoczłowieka kanibala, porzućmy protoczłowieka mięsożernego, ewolucja domaga się, byśmy zostali weganami. I – znowu - zbieraczami. Zapraszamy na śmietniki!



Tłumaczenie:AGNIESZKA WŁADZIŃSKA



        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz